W poszukiwaniu pikselowych prostytutek Michała Szlagi, na które docelowo wybierałam się w pewien sobotni wieczór(w ramach I Opolskiego Festiwalu Fotografii OFFOTO odbywającego się w październiku), przypadkiem trafiłam na zupełnie inny projekt. Jako, że nic nie dzieje się bez powodu, postanowiłam zabawić się w detektywa i bez czytania opisów fotografii odgadnąć o co w tym wszystkim chodzi.
O ile pikselowe prostytutki okazały się dość oczywiste w przekazie, o tyle zdjęcia kobiet Renaty Dąbrowskiej uderzały prostotą i jak się okazało - bez wiedzy poprzedzającej obraz nie można odkryć klucza, którym kierowała się autorka. Pierwsze wrażenie kazało mi podejrzewać, że projekt jest powieleniem pomysłu zagranicznych poprzedników, a raczej poprzedniczek, które namiętnie fotografują kobiety bez szczególnego (w moim mniemaniu) powodu.
A żeby to pokazać, że kobiecość to nie krzyczące z okładek pism piękne, wychudzone, „sfotoszopowane” modelki, a że kobieta to ciężka praca, dzieci, mnóstwo wyrzeczeń, trudne przeżycia i tak dalej i tak dalej. To nie koniec – wyobraźnia poprowadziła mnie w kierunku pesymistycznej wizji kobiet żyjących raczej w nie najlepszych warunkach, którym się w życiu nie udało. Jak się okazało moja interpretacja była absolutnie błędna. Wystarczyło kilka zdań wytłumaczenia i cała wybudowana przeze mnie teoria legła w gruzach.
Doszukałam się za dużo konotacji, gdyż klucz był równie prosty co same zdjęcia. Mianowicie wszystkie zaszufladkowane przeze mnie wcześniej kobiety na zdjęciach, to po prostu Renaty Dąbrowskie. Artystka zaintrygowana telefonem do przychodni, przez który dowiedziała się, że nie jest jedyną Renatą Dąbrowską już choćby w jednej dzielnicy Gdańska postanowiła zgłębić temat i odnaleźć wszystkie Renaty Dąbrowskie w Polsce.
Przyznam, że taki pomysł zrobił na mnie 10 razy większe wrażenie niż same fotografie. Idea odnalezienia swoich imienniczek jest niezwykle ciekawa. Jednakże myślę, że najcenniejsza okazała się dla samej autorki, która poznała historie kryjące się za każdą z bohaterek swoich fotografii, a których my jako widownia poznać i przeżyć nie jesteśmy w stanie. Renaty Dąbrowskie to osobista wycieczka artystki, dla osób znajdujących się z boku stanowiąca po prostu serię zwykłych zdjęć.
Na spotkaniu z autorką można było przekonać się jak wiele pasji, zaangażowania i czasu włożyła w projekt. Jednak dla widza samo zdjęcie to za mało. Głównym problemem przedsięwzięcia w moich oczach jest przypadkowość sącząca się z każdego zdjęcia. Jedna Renata(pielęgniarka) sfotografowana jest podczas dyżuru w pracy, inna Renata moczy nogi w morzu, jeszcze inna stoi przed domem z dziećmi. Jedyne co je łączy to imię i nazwisko oraz centralne umiejscowienie na zdjęciu. Dla mnie to za mało. Autorka jest przekonana o tym, że poprzez projekt ukazała przekrój Polski – jednak ja tego nie dostrzegam. Pomysł genialny, realizacja już niekoniecznie. Przypadek to za mało.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz