poniedziałek, 12 grudnia 2011

World Brutal Photo

Jak co roku wystawa World Press Photo budzi wiele emocji. Tym razem są one jeszcze bardziej skrajne. Tak przynajmniej sądzę ja po zaobserwowaniu reakcji nie tylko swoich, ale również znajomych osób. Jak co roku również i tym razem wystawa wydaje mi się coraz bardziej „krwawa” i przepełniona brutalnymi obrazami. Trudno mi tutaj polemizować z faktem, że istotnie przemoc i śmierć sprzedają się najlepiej. Od dawna wiadomo, że jeżeli coś „uderzy” nas po oczach to zapamiętamy to lepiej niż coś absolutnie zwyczajnego. Dlatego też więcej napiszę tutaj o odciętej głowie leżącej na poboczu, aniżeli o łabędziach z młodymi. W tym roku odnalazłam na WPP wiele zdjęć, które wzbudziły moje zainteresowanie i to niemal w każdej kategorii. Usłyszałam wiele głosów, że fotografie są zbyt brutalne, że przekroczyły już jakiekolwiek granice etyczne i nie powinny być wystawiane na widok publiczny.
Ja nie jestem w stosunku do nich aż tak surowa – jednak być może wynika to z mojego obniżonego poziomu wrażliwości. Mnie podoba się taka brutalna prawda, bo daje do myślenia co dzieje się na świecie poza naszą małą Polską. Te dobre strony znamy świetnie z łamów kolorowych pism i telewizji. Oglądając gorsze zakamarki ludzkich poczynań i nie tylko mamy okazję zdać sobie sprawę, że mimo naszej malkontentnej natury nie jest do końca tak źle, przynajmniej nie musimy obawiać się na co dzień o własne życie, idąc do pracy nie natkniemy się na minę i nie znajdziemy się w centrum gangsterskich porachunków.



Moim zwycięzcą tegorocznego WPP jest Darcy Padilla (Sprawy współczesne, II nagroda w kategorii reportażu). Fotograf tworzył cykl zdjęć przez 18 lat fotografując uzależnioną od narkotyków nosicielkę HIV Julie Baird.
Zaimponował mi zarówno klimat fotografii, który świetnie oddaje rzeczywistość, ale również ogrom pracy i czasu poświęconego bohaterce. Przenikanie się życia(córka Julie) i śmierci(Julie) ujęte w pozornie zwyczajny sposób zrobiło na mnie największe wrażenie spośród wszystkich fotografii na WPP.
Jeżeli chodzi o samego autora, oglądając inne prace dostępne na jego oficjalnej stronie internetowej, nie trzeba szczególnie się głowić, żeby dostrzec co leży w sferze zainteresowań Padilli. Kwestie i problemy społeczne wszelkiego rodzaju ujęte w charakterystyczny „detaliczny” sposób to temat, który bije niemal z każdego projektu. Mnie szczególnie zainteresowały „Steven”(konwencja taka sama jak w przypadku Julie), RollingStone „Battle Cry”, Democratic National Convention(mimo, że nie przepadam za fotografią związaną z polityką) oraz Navajo Jails. Ostatni projekt został zrealizowany w więzieniu, podobnie jak kilka innych. Więzienie powraca w kolejnych odsłonach w pracach fotografa.
Pozostając w temacie, a wracając do WPP – kolejne zdjęcia, które przyciągnęły moją uwagę to seria z więzienia Pademba Road Prison we Freetown w Sierra Leone.
Autor Fernando Moleres sfotografował trudne warunki panujące w zakładzie, w którym przewidziano miejsce dla 300 więźniów, a jest ich 1100. W dodatku zwraca uwagę na problem młodocianych więźniów, którzy nie powinni przebywać wraz z dorosłymi, ale zasady te nie są przestrzegane. Zaciekawiła mnie ogromna dawka emocji uderzająca z fotografii zwłaszcza tej, na której potężny czarnoskóry mężczyzna brutalnie przytrzymuje chłopca, przesłuchując go w sprawie zniknięcia kapci.
Tłok i brak jakiegokolwiek porządku w więzieniu przywodzi na myśl inne więzienia na świecie, w których nie przestrzega się podstawowych praw człowieka. Młodzi ludzie zamiast mieć szansę do resocjalizacji, po takich wybrykach jak kradzież telefonu przebywają w towarzystwie morderców i innych poważnych przestępców, którzy bynajmniej nie uczą ich uczciwości.

Zdecydowanie miejsce I w kategorii zdjęć pojedynczych należało się moim zdaniem Gustavo Cuevasowi. Zdjęcie matadora Julio Aparicio ugodzonego w gardło przez byka(II nagroda w kategorii zdjęć pojedynczych) jest absolutnie wyjątkowe.



Idealny przykład obecności fotografa w odpowiednim miejscu i czasie – na takie zdjęcie zawodowcy nieraz czekają latami i zasługują na bycie docenionymi. Co więcej Corrida to niezwykle kontrowersyjna tradycja, wywołuje wiele skrajnych emocji. We mnie jako w zdeklarowanej przeciwniczce tego typu atrakcji zdjęcie wzbudziło sporą satysfakcję i wiem, że nie jestem jedyną osobą, która na arenie zawsze kibicowałaby bykowi. Corrida to w moim mniemaniu przykład już nie tyle braku humanitaryzmu, co ludzkiej głupoty. Fotografia Cuevasa stanowi początek większej dyskusji i również dlatego należy jej się wyższe miejsce.



World Press Photo jest najważniejszym konkursem branżowym fotografów z całego świata pracujących dla prasy. Od 1955 co roku jest okazją dla szerokiej publiczności do zapoznania się z najciekawszymi, najbardziej zaskakującymi i najlepszymi zdjęciami prasowymi. Ja niezmiennie jestem wielką fanką WPP i tegoroczna wystawa tylko utwierdziła mnie w tym przekonaniu.

poniedziałek, 21 listopada 2011

Plujesz krwią?


Mowa o reklamach kontrowersyjnych. Napiszę o zwykłej reklamie komercyjnej posługującej się „ostrym” orężem dla zaskarbienia sobie uwagi odbiorcy, ale również o szczególnym przypadku jakim jest reklama społeczna, której naturalnym atrybutem jest szok.




Reklama na granicy nie musi być zła

Reklamy ocierające się o granice dobrego smaku, kultury, przemocy czy pornografii budzą skrajne emocje. To wcale nie oznacza, że są źle wymyślone czy zrealizowane.






Narzędzia, którymi posługują się copywriterzy przy tworzeniu tzw. reklam ryzykownych są rzadko używane, ponieważ balansują na granicy wytrzymałości emocjonalnej odbiorców. Reklamy tego typu wywołują różne skrajne reakcje, najczęściej negatywne.
Są oburzające i pozostawiają niesmak. Ale to właśnie ten niesmak jest celem reklamy ryzykownej w myśl zasady „ NIEWAŻNE JAK MÓWIĄ - BYLE MÓWILI”. Zapamiętywalność jest celem w tym przypadku i tylko o to chodzi. Celem drugorzędnym jest ekspozycja produktu, marki, zalet czy przekonanie do zakupu, najważniejsze jest wpisanie się w głowę odbiorcy i pozostanie tam jak najdłużej, nawet gdy już zapomni o reklamie. Dziś potrzebna jest emocja, aby wyłowić uwagę widza z gąszczu innych przesłodzonych „mdłych” reklam.

Nie rób sceny, liczą się ceny

Nie tylko osławiona kampania Media Markt ze zdradą, małżeństwem, czy pogrzebem w tle operuje reklamą kontrowersyjną.
Widzimy z własnej perspektywy umywalkę. Po chwili słyszymy charakterystyczny odgłos splunięcia, na umywalce pojawia się mieszanka pasty, śliny i krwi, szczoteczka ląduje w kubku. Przy kolejnym splunięciu krwi jest więcej, na końcu do umywalki spada zakrwawiony ząb. Podobnie jest z jabłkiem, w którym po kolejnym „krwawym” ugryzieniu zostaje ząb...




Obrzydliwe?

Być może, ale skuteczne.

Za trudny temat


Reklama społeczna jest taką odmianą, która ze swej natury wręcz musi być kontrowersyjna i poruszająca. Jeszcze nie tak dawno temu mogliśmy oglądać reklamę Ministerstwa Pracy i Polityki Społecznej „Poszukiwana 45+”, której celem było zwrócenie uwagi na problem braku doceniania starszych pracowników. Kobieta – na oko 50 lat jest wywożona wraz ze starym sprzętem na wysypisko śmieci, inna nie może dostać się do miejsca pracy, gdy na terminalu wyświetla się napis „MINĄŁ TEMIN PRZYDATNOŚCI DO PRACY”.



Nie krzywdź, a nie będziesz krzywdzony – aktualnie pod tym hasłem trwa kampania „ZŁO POWRACA”(również Ministerstwa Pracy i Polityki Społecznej). W telewizji możemy oglądać jak twarze młodych ludzi zamieniają się w twarze osób wcześniej skrzywdzonych. Bardzo mocny przekaz.

W okresie wzmożonych zachorowań na grypę Ministerstwo Zdrowia wypuściło reklamę, mającą na celu ukazanie jak łatwo się zarazić. Grypa była zobrazowana jak mało estetyczna zielona maź, nieprzyjemne – ale skuteczne.



Szczególną odmianę reklamy społecznej stanowi ta związana z tematyką AIDS.



Reklamy służące zwiększaniu świadomości o HIV i AIDS wśród społeczeństwa odznaczają się ogromną kreatywnością i dlatego też zamieszczam tu kilka przykładów.

Jak to przyjąć?


A jak odbiorcy radzą sobie na płaszczyźnie emocjonalnej z reklamami trudnymi, poruszającymi tematy tabu? Najczęściej przeciętny obserwator nie radzi sobie z takim ładunkiem uczuciowym, emocjonalnym czy nazwijmy to jak chcemy. W związku z brakiem umiejętności rozmowy na poziomie społecznym o problemach zmienia przekaz, np. obraca sytuację w żart.
Tak stało się z kampanią społeczną przeciwko przemocy w domu. Hasło „Bo zupa była za słona” (które było dopełnieniem zdjęcia pobitej kobiety) szybko zaczęło funkcjonować w społeczeństwie jako żart. Motyw pojawia się nawet w popularnej bajce dla dorosłych Shrek w sytuacji kłótni małżeńskiej.





Prześledziłam dzisiaj dwa zupełnie przeciwstawne bieguny posługujące się jednak podobnymi narzędziami. Jaka jest granica etyki w reklamie i czy w ogóle istnieje? A jeśli tak czy jej przesuwanie może być usprawiedliwione interesem społecznym? To już kwestia indywidualnej wrażliwości.





środa, 2 listopada 2011

Sprzedają nam świat przeżyć

Od dawna wiadomo, że reklama jest dźwignią handlu. Wiemy również, że nic tak pięknie nie operuje obrazami jak ta komercyjna gałąź sprzedaży. Komuś kto nigdy nie miał styczności z poznawaniem reklamy „od podszewki” wyrażenie „świat przeżyć” może wydawać się nienaturalne i przerysowane. Ale powoli zagłębiając się w tajniki wiedzy zrozumie jak niezwykle istotna jest to kwestia.

Producenci, a raczej ich specjaliści od reklamy nie sprzedają nam produktów. Oni sprzedają nam styl życia, sprzedają to co chcemy zobaczyć, jak chcemy widzieć nasze własne życie. Wystarczy zrobić sobie bardzo proste ćwiczenie, aby udowodnić na czym to polega. Mam tu na myśli ćwiczenie ze skojarzeniami do konkretnych marek. Wielokrotnie sprawdzałam to na własnym otoczeniu i wychodzi wręcz koncertowo. Co kupujemy wybierając np. poszczególne marki samochodów? Mercedesa, Volvo. To oczywiste, że kupujemy odpowiednio prestiż, albo bezpieczeństwo. A schodząc do niższego sektora – co drogi konsumencie kupujesz z Coca-Colą lub z Pepsi? Bo chyba nie radość i rodzinę, albo niezależność i imprezowy styl bycia ? ;)

Jeszcze lepiej testy wychodzą na perfumach.



Dla przykładu można zrobić analizę kilku.

Boski J'adore

Zwróćmy się w stronę słynnego Ja’dore Dior – z pewnością widzieliście nie jedną reklamę ze złotym flakonem. Jaka jest kobieta wykreowana przez te perfumy? Opływa w złoto, bogactwo, ale nie zdobyła tego bogactwa - sama nie jest niezależna. Jest archetypem kobiecości. Kobiecości, która potrzebuje dla dopełnienia mężczyzny. Spójrzcie na układ dłoni (reklama z satyną), bo on również jest nieprzypadkowy. Niegdyś tak były przedstawiane boginie. Jeżeli ktoś nie wąchał nigdy J’adore, uwierzcie mi nie musi tego robić. Zapach jest tylko elementem dopełniającym. Reklama doprowadzi nas na odpowiedni tor – wystarczy odpowiedzieć sobie jakie jest złoto? ;) Na dokładkę – złoto jest obecne nie tylko w przestrzeni wizualnej reklamy, zostało ukryte gdzieś jeszcze – z pewnością domyślicie się gdzie :)

Ambitny Rush

Na przeciwległym biegunie możemy osadzić np.
zapach Gucci Rush, który komunikuje coś diametralnie różnego od wspomnianego J’adore. Jest atrybutem kobiety nowoczesnej, niezależnej, spełnionej, wielkomiejskiej. Siła geometrycznych kształtów odcina go od tradycyjnej kobiecości (np.opływowa butelka J’adore). Jeżeli znacie w swoim otoczeniu kobiety, które używają któregoś z tych zapachów na pewno łatwo wpasujecie je w te ramki (u mnie się sprawdza w 100 %).

Czasem coś nie gra

W świecie lifestyle’u zdarzają się też wpadki, gdzie design kompletnie nie współgra z zapachem.
Przykładem może być np. Armani Mania – zapach absolutnie niepowtarzalny (kiedyś rozmawiałam z człowiekiem, którego „konikiem” są perfumy – stwierdził, że dla większości zapachów można znaleźć odpowiedniki, oprócz dwóch – jednym z nich jest właśnie Mania). Polecam sprawdzić jak wygląda flakon i reklama, a potem powąchać. Gwarantuję, że w żaden sposób wizerunek i zapach nie mają ze sobą nic wspólnego, co jest popularnie zwane błędem w kontekście design. Nazwa rewelacyjna - idelanie odnosząca do zapachu + kompletna klapa jeżeli chodzi o reklamę, flakon,

Jeżeli ktoś interesuje się reklamą to polecam robić takie „testy” właśnie na perfumach, bo z reguły wychodzą bardzo wdzięcznie np. Ester Lauder Pleasures (Golden Retriever też nie jest przypadkowy). Na koniec dodam, że warto pamiętać, że w reklamie nie ma miejsca na przypadki.

poniedziałek, 17 października 2011

Przypadkowa Renata

W poszukiwaniu pikselowych prostytutek Michała Szlagi, na które docelowo wybierałam się w pewien sobotni wieczór(w ramach I Opolskiego Festiwalu Fotografii OFFOTO odbywającego się w październiku), przypadkiem trafiłam na zupełnie inny projekt. Jako, że nic nie dzieje się bez powodu, postanowiłam zabawić się w detektywa i bez czytania opisów fotografii odgadnąć o co w tym wszystkim chodzi.

O ile pikselowe prostytutki okazały się dość oczywiste w przekazie, o tyle zdjęcia kobiet Renaty Dąbrowskiej uderzały prostotą i jak się okazało - bez wiedzy poprzedzającej obraz nie można odkryć klucza, którym kierowała się autorka. Pierwsze wrażenie kazało mi podejrzewać, że projekt jest powieleniem pomysłu zagranicznych poprzedników, a raczej poprzedniczek, które namiętnie fotografują kobiety bez szczególnego (w moim mniemaniu) powodu.

A żeby to pokazać, że kobiecość to nie krzyczące z okładek pism piękne, wychudzone, „sfotoszopowane” modelki, a że kobieta to ciężka praca, dzieci, mnóstwo wyrzeczeń, trudne przeżycia i tak dalej i tak dalej. To nie koniec – wyobraźnia poprowadziła mnie w kierunku pesymistycznej wizji kobiet żyjących raczej w nie najlepszych warunkach, którym się w życiu nie udało. Jak się okazało moja interpretacja była absolutnie błędna. Wystarczyło kilka zdań wytłumaczenia i cała wybudowana przeze mnie teoria legła w gruzach.

Doszukałam się za dużo konotacji, gdyż klucz był równie prosty co same zdjęcia. Mianowicie wszystkie zaszufladkowane przeze mnie wcześniej kobiety na zdjęciach, to po prostu Renaty Dąbrowskie. Artystka zaintrygowana telefonem do przychodni, przez który dowiedziała się, że nie jest jedyną Renatą Dąbrowską już choćby w jednej dzielnicy Gdańska postanowiła zgłębić temat i odnaleźć wszystkie Renaty Dąbrowskie w Polsce.


Przyznam, że taki pomysł zrobił na mnie 10 razy większe wrażenie niż same fotografie. Idea odnalezienia swoich imienniczek jest niezwykle ciekawa. Jednakże myślę, że najcenniejsza okazała się dla samej autorki, która poznała historie kryjące się za każdą z bohaterek swoich fotografii, a których my jako widownia poznać i przeżyć nie jesteśmy w stanie. Renaty Dąbrowskie to osobista wycieczka artystki, dla osób znajdujących się z boku stanowiąca po prostu serię zwykłych zdjęć.

Na spotkaniu z autorką można było przekonać się jak wiele pasji, zaangażowania i czasu włożyła w projekt. Jednak dla widza samo zdjęcie to za mało. Głównym problemem przedsięwzięcia w moich oczach jest przypadkowość sącząca się z każdego zdjęcia. Jedna Renata(pielęgniarka) sfotografowana jest podczas dyżuru w pracy, inna Renata moczy nogi w morzu, jeszcze inna stoi przed domem z dziećmi. Jedyne co je łączy to imię i nazwisko oraz centralne umiejscowienie na zdjęciu. Dla mnie to za mało. Autorka jest przekonana o tym, że poprzez projekt ukazała przekrój Polski – jednak ja tego nie dostrzegam. Pomysł genialny, realizacja już niekoniecznie. Przypadek to za mało.

poniedziałek, 10 października 2011

Oko na oku

Zmysł wzroku. Zmysł dzięki, któremu odbieramy najwięcej i najintensywniej. Zmysł, który bywa powodem wspaniałych przeżyć artystycznych, ale także największych traum. Na tym blogu w zakresie moich zainteresowań znajdzie się wszystko co niebanalne, co uderza po OCZACH, rzuca się w OCZY. Będzie także o rzeczach, których byłam NAOCZNYM świadkiem. Jeżeli coś ewidentnie kłuje w OCZY też na pewno na dłużej tu zagości. Informacji nie będę odmierzać na OKO. Mam nadzieję, że w swoich wywodach będę na tyle kompetentna, aby nie bać się spojrzeć w OCZY żadnej z osób, która kiedykolwiek rzuciła tu OKIEM. Nie chcę być w prawdzie niczyim OCZKIEM w głowie, nie mam też klapek na OCZACH i nie musicie patrzeć na mnie maślanymi OCZAMI. Jednak mam nadzieję, że mój blog wpadnie komuś w OKO i nie będę musiała zejść wam z OCZU. Dziś nie zmrużę OKA z nerwów, gdyż założyłam swojego pierwszego bloga. Właśnie - nie zamierzam mydlić nikomu OCZU, że jestem profesjonalistką w kwestii prowadzenia takiego "internetowego notatnika". To mój pierwszy poważny osobisty blog i to zadeklarować mogę bez mrugnięcia OKIEM. To w ramach ujęcia tematu z przymrużeniem OKA. Dla tych bardziej poważnych(choć oni zapewne dłużej tu nie zabawią;) - mój blog to moja perspektywa, moje spojrzenie na przeróżne interesujące projekty z zakresu fotografii, kina, telewizji, reklamy, wizerunku itd. Wszystko co daje do myślenia, co nie może przejść obojętnie, a także to co z pozoru nie ma w sobie potężnego ładunku emocjonalnego. Będę doszukiwać się, odkrywać, kopać i interpretować. Postaram się jak najdokładniej opisywać wrażenia, jakie powoduje wizualna treść kreowana przez artystów, dziennikarzy, twórców reklam, ale także zwykłych ludzi, zjawiska czy przyrodę. Zapraszam do wspólnego oglądania świata moimi oczami.